pixabay.com
pixabay.com
alamira alamira
324
BLOG

Zachód czyli wschód

alamira alamira Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

Jadę dziś (w piątek) autostradą A 4 i dalej powiatowymi drogami, do małej wioski, liczącej sto dusz, tuż przy niemieckiej granicy. Otwierają tam w sobotę boisko sportowe wybudowane z funduszu obywatelskiego, mam powiedzieć kilka słów bo przez splot okoliczności przyczyniłem się do jego powstania. No i obiecałem (redakcji) kilka słów o kuchni z pogranicza, z lubuskiego. Podróż jest trudna, korki na autostradzie powodują, że droga z Katowic do Wrocławia zajmuje cztery godziny. Na obiad zaglądamy do miejsca gdzie wiem, że podają idealne pierogi z mięsem. Idealne to te gdzie przy minimalnej ilości ciasta podano maksymalną ilość farszu. Nie poruszam tematu smaku bo to banalne. Przy zachodniej granicy mieszkają wschodni Polacy, którzy wynieśli z domu umiejętności lepienia, gotowania i podawania takich pierogów. Po ośmiu godzinach jazdy docieramy do celu.

Co ja im jutro powiem? Co gość z krainy żuru może powiedzieć tym ludziom? 

W nieodległym XIV w. kościele św. Mikołaja w Sulęcinie, przy wejściu wiszą kamienne tablice z nazwiskami parafian, którzy zginęli w wojnie  prusko - francuskiej z lat 1870 - 71. Nazwiska ciągną się i ciągną, tablica pisana jest neogotykiem. Po drugiej stronie wkręcono do ściany tablicę z podpisem "Związek Sybiraków", tablicę ku pamięci wywózek na wschód z lat 1940- 1941. Jakie wywózki? Co to ma wspólnego z parafią?

Pierwsza z tablic dotyczy śmierci pod Sedanem i innymi miastami północnej Francji, ale mówi o tutejszych parafianach. Druga jest traumą spoza tych ziem, przyjechała tutaj wraz z ludzką pamięcią,  kilka lat po wydarzeniach, o których mówi. Sama tablica też jest jakby obca murom kościelnym, sprawia wrażenie niepasującej do tych murów. Pewnie zezwolono ją przykręcić w latach dziewięćdziesiątych, albo w "roku solidarności". Czy jedna jest bardziej prawdziwa, a druga mniej? Albo dosadniej: czy ta druga powinna tu wisieć?

Takie pytania chodzą mi po głowie, kiedy zastanawiam się co tym ludziom powiedzieć. 

Bo w wymiarze historycznym , jeśli w ogóle można mierzyć te śmierci, sytuacja jest dla mnie jasna. Te XIX wieczne śmierci miały jeszcze jakieś cywilizacyjne znamiona, ta udręka z 1940 i 1941 była już spoza cywilizacyjnego kanonu. Była czystym , totalitarnym okrucieństwem.

Nic im jutro nie powiem, jakoś się z tego wykręcę. O tutejszej kuchni też nie napiszę. Nie ma tutejszej kuchni. Autochtonów wypędzono, a nowi przybyli ze wschodu mieli nie pamiętać o swojej historii, o obyczajach, o kuchni. Wszczepiono im czasy peerelu jako coś co istnieje, istniało i będzie istnieć. Schab nadal uchodzi za wykwintne danie, a udko z kurczaka czy mielony dopełniają reszty. U nas (na Górnym Śląsku) wojna żuru z pierogami powoduje, że dyskusja o kuchni jest bardziej pikantna. A tu? Leniwie, beznamiętnie, brak adwersarzy. Kiszą się we własnym sosie, a sos niemrawy, nieopisany, beznamiętny. Bez smaku. Jak to przyprawić? Jak dodać im polskości by uwierzyli w siebie na tych teutońskich ziemiach? Nie wiem. Za mały jestem.

Nadeszła sobota, na otwarciu uciekłem gdzieś na koniec stołu gdzie dosyć intensywnie polewano "cytrynówkę". Miejscowy bimber zaprawiony cukrem i sokiem z cytryn. I wtedy po którymś kieliszku mnie olśniło. Czy Brandenburczycy albo Prusacy pili by samogon?  

Tak odnalazłem resztki wschodniej, kuchennej tradycji. Samogon przywrócił mi pamięć i harmonię w mojej skołatanej głowie. 





alamira
O mnie alamira

Ślązak od zawsze, studiował Ekonomię na UE w Katowicach, Psychologię i Nauki Polityczne na UŚ w Katowicach, Pisanie scenariuszy w PWSzFTviT w Łodzi. Pisze felietony kulinarne do tygodnika "Nowe Info". Jest prywatnym przedsiębiorcą.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości