Kontynuuję swoje „pyrzowickie” wycieczki. W ubiegłym roku była Gruzja dziś jest Sztokholm. To są kulinarne wyprawy w nowe destynacje z naszego lotniska. Kupowane (bilety) wiele miesięcy wcześniej, więc w cenie poniżej kosztów zużycia benzyny na dojazd.
Wynająłem mieszkanie, bo tak lepiej poczuć miejscowe zwyczaje. W drzwiach przywitał nas dwumetrowy wiking o łagodnych niebieskich oczach i dłoniach jak dwa bochny, pewnie oni tu wszyscy dostają piłkę ręczną do kołyski. O Polacy!? U nas pełno Polaków. Na budowach 30% to Polacy. Dużo tu Polaków. Zostawił klucze i zwiał. Oni tu tacy trochę nieśmiali, introwertycy. Na odchodne rzekł, że pościel czysta.
Następne dni wypełniliśmy muzeami. Każde wejście to kilkadziesiąt złotych na osobę. W muzeum Noblowskim stówa. Dla kilkuosobowej rodziny to masakra. Z jedzeniem podobnie.
Generalnie Szwedzi zrezygnowali z własnego jedzenia. To co jest dostępne to kuchnia międzynarodowa. Pizza i kebab oczywiście. Dalej makarony i sałatki z morza śródziemnego. Czasem fisch and chips. Gdzieniegdzie u jakiegoś Serba pleskavica i cevapici. No i przydarza się Kottbular, mielone klopsiki wołowo – wieprzowe znane u nas z Ikei.
Jak ktoś był w Ikei i zjadł tam klopsiki albo łososia to już naprawdę może sobie podarować Szwecję. Chyba, że ma (tak jak ja) kilka tauzenów na zmarnowanie.
Nauczeni doświadczeniem szukamy w internecie knajpy na wieczór z regionalnym jedzeniem. Jest ich niewiele. Zamawiamy stolik. Kucharz chwali się wykorzystywaniem lokalnych składników. Do warzyw w sałatce pojawia się żółty burak, czosnek niedźwiedzi, szczypiorek i botwinka. Zamawiam pieczeń z renifera z tłuczonymi ziemniakami i sosem ze szparagów. Pieczeń to bardzo smaczny kawałek polędwicy z renifera, z różowym mięsem w środku, do tego konfitura z czerwonej cebuli.
Na deser pieczony rabarbar z kruszonką i gałką lodów waniliowych.
Nareszcie przyzwoite miejscowe jedzenie. Tylko za tą przyzwoitość z butelką czerwonego wina zapłaciliśmy tysiąc złotych za trzy osoby.
W żadnym muzeum nie ma audiobuka w naszym języku. „Prawie” sąsiedzki kraj, ze dwadzieścia języków dostępnych, ale polski widocznie przydaje się tylko na budowie. Szwedzi uznali nasz kraj za rezerwuar siły roboczej. I po to rosną połączenia tanimi liniami lotniczymi. Przy następnych zakupach w Ikei warto o tym pomyśleć. Żeby kupić alkohol trzeba wynająć detektywa. Piwa nie mogą tu sprzedawać z lodówki. A wypadków drogowych pod wpływem alkoholu mają porównywalnie dwa razy więcej niż w Polsce.
Polecam, jedźcie do Gruzji.